Co
jakiś czas przedsiębiorstwo komunikacyjne wprowadza dziwne zmiany, które nie
zawsze da się określić jako pożyteczne czy dobrze służące pasażerom. Gdzieś na
początku tych zmian zrodził się pomysł ułatwienia pasażerom życia za pomocą sprzedaży
biletów w autobusie. Owszem, pomysł dobry, bo późnym wieczorem, w soboty
czy w niedziele, gdy kioski są pozamykane, nie ma gdzie tego biletu kupić.
Biletomatów, póki co, nie ma. U kierowcy należało zapłacić drożej o 50
groszy opłaty manipulacyjnej, ale i tak zawsze to lepsze od jazdy na gapę
i ewentualnego mandatu.
Po
jakimś czasie opłata manipulacyjna została zniesiona. Ten przyjemny stan rzeczy
nie potrwał jednak długo, gdyż po upływie kolejnego roku sprzedaż biletów w autobusach
została mocno ograniczona. Nie byłoby to specjalnie dziwne, ponieważ coraz
więcej ludzi korzystało z tej wygodnej formy sprzedaży i autobusy
zaczęły zwiększać opóźnienia (już i tak niemałe z powodu korków),
gdyby nie jeden drobiazg. Możliwość nabycia biletów u kierowcy nie została
zlikwidowana całkowicie, lecz ograniczona do biletów godzinnych, dwa razy
droższych od zwykłych. Czemu to ma służyć, nie jestem w stanie odgadnąć.
Praktycznie codziennie obserwuję sytuacje, w których niezorientowani
pasażerowie biegną do kierowcy po bilet i tam dowiadują się, że mogą nabyć
tylko godzinny. Nieraz nerwowo przetrząsają portfele w poszukiwaniu
dodatkowych pieniędzy, czasem wysiadają. Większość macha ręką i płaci dwa
razy drożej, mimo że w ciągu najbliższej godziny nie będzie już z nabytego
biletu korzystać. Czy to nie jest zwyczajne naciąganie? Żal mi się robi tych
ludzi, czasem dzieci albo starszych osób, bezradnie grzebiących w kieszeniach,
gdy dowiadują się, że muszą zapłacić dwa razy więcej niż mieli przygotowane.
Moim zdaniem to jest zwyczajne świństwo.
P.
S. Wiadomość z ostatniej chwili.
W
kołach dobrze poinformowanych uzyskałam wyjaśnienie, że decyzję w sprawie
całego tego biletowo-autobusowego szajsu podjął prezydent miasta.
I wszystko jasne. Gdyby tak szanowny tyłek pana prezydenta, zamiast być
wożonym przez służbowy samochód z kierowcą, był zmuszony ruszyć się
w poszukiwaniu biletów, nosiciel tyłka szybko zweryfikowałby swoje
stanowisko.