No
i co?
Kiedy
mówię, że nadmierna ruchliwość nie może być dla człowieka dobra, to chyba wiem,
co mówię, no nie?
Zachciało
się durnej babie szarżować, to i przeszarżowała, dzięki czemu ziazi w nóżkę
pokazało, że mnie też może dotyczyć. Gdybym nie przesadzała ze spacerami, może
siedziałoby cicho aż do emerytury. Ale mniejsza o szczegóły. Dość powiedzieć,
że dobre ziazi nie jest złe, bo może człowieka całkiem legalnie unieruchomić
w domu, a praca – umówmy się – nie jest tym, co stanowi sens życia Frau
Be. Prawdę powiedziawszy, możliwość stałego leżenia i pachnienia całkowicie
by mnie satysfakcjonowała.
Leżałam
więc do góry dnem i pachniałam z całych sił przez dwa tygodnie, żeby
się należeć i napachnieć na zapas, dysponując wiedzą, że stan ten nie potrwa
wiecznie. Stos książek oczekujących na przeczytanie zmalał wydatnie i to
do tego stopnia, że pozbawiona ulubionej rozrywki, z rozpaczy postanowiłam
sama napisać coś do czytania. Najlepiej powieść. Nawet zaczęłam.
Stara
prawda o tym, że wszystko, co dobre, szybko się kończy, położyła się cieniem
na moim świetnym samopoczuciu psychicznym dokładnie wczoraj. Myśl o tym, że
nazajutrz wracam na łono macierzystej placówki-żywicielki spędziła mi sen
z powiek, pogodny wyraz z twarzy i wenę twórczą z mózgu. Krótko
mówiąc, odnotowałam spadek nastroju.
-
Matka – powiedziało dzieciątko stanowczo. – Idź ty do dziadka i powymieniajcie
się czarnymi scenariuszami, co?
- Bo
co?!
-
Bo dziadek to mistrz katastrofizmu, a ty jesteś jego udana córeczka.
-
Co udana, jakie udana? – zdenerwowałam się. – Masz coś do mojego tatusia? A w
ogóle to ja jestem optymistką! – wykrzyknęłam oburzona. – Nawet na cmentarzu
widzę same plusy…
-
Tiaaa… – mruknęło dziecko. – Szczyt optymizmu osiągnęłaś właśnie dzisiaj. Nie wiem,
czy wiesz, ale w ciągu kilku godzin zdążyłaś mi przepowiedzieć, że nie
zdam matury, nie dostanę się na studia, nie znajdę sobie faceta, nie będę miała
dzieci i umrę na raka.
-
Jezus, Maria, matura za tydzień! – przypomniałam sobie i natychmiast się
zdenerwowałam. – Chyba wypada już panikować, co?
-
Ja zamierzam zdać – powiedział zimno wredny bachor. – A ty jak masz
ochotę, to proszę bardzo, panikuj sobie. A najlepiej zmów różaniec, to ci
przejdzie.
Ot
i sobie człowiek wyhodował! Zagroziłam progeniturze, że jej jeszcze coś
przepowiem i poszłam na zabiegi. I całe szczęście, bo to mnie dobrze
usposabia. Dobrze, że je mam. Bo tak prawdę powiedziawszy, L4 przestało działać
dzisiaj. A im bardziej przestało działać, tym bardziej musiałam udać się
do miejsca pracy zarobkowej. A im bardziej się tam udałam, tym bardziej
wpadłam od razu po uszy w gówno. Nawet w trzy czy cztery beczki
gówna. I tylko zabiegi, chociaż na nóżkę, pozwoliły mi zrelaksować główkę.