Fez
opuściliśmy po to, aby udać się do jednego z najpiękniejszych miejsc w Maroku.
Po drodze mijaliśmy młode, kwitnące migdałowce…
…górskie
miasto Ifrane, w którym znajduje się pomnik upamiętniający ostatniego lwa
żyjącego dziko na terenie Maroka…
…miejsca
postoju, w których znowu herbatka miętowa lała się słodkimi strumieniami…
…drzewa
pełne cytryn…
…całe
połacie pustynnej ziemi zarośniętej opuncją…
…malownicze
rzeki…
…i
pejzaże…
…aby
w końcu dotrzeć do celu. Tam, gdzie rzeka Wadi
Uzud traci grunt pod nogami, spada zwielokrotnionymi kaskadami z wysokości
110 metrów, zasilając kolejną – Wadi
al-Abid.
W
dół, do podnóża wodospadu, schodziliśmy powoli krętą ścieżką, mijając po drodze
sklepiki, budki i stragany. W tym miejscu po raz drugi o mało
nie przehandlowałam córki. Właściciel sklepiku z biżuterią ofiarowywał mi
za nią swój dobytek. Była to cena zdecydowanie lepsza od tej, którą proponowano
mi w Meknes: wielbłąda nie miałabym gdzie trzymać, dopłata do bydlęcia
szybko by się rozeszła, dla hurtowych ilości biżuterii wszakże bez problemu
znalazłabym zastosowanie. Dzieciątko jednak sprzedać się nie dało i pogoniło
na taras widokowy. Znaczy, wyszło jak zwykle. Czego jak czego, ale głowy do
interesów to ja nie mam.
Z tarasu
widokowego, znajdującego się mniej więcej w połowie wysokości wodospadów, najłatwiej
jest zaobserwować tęczę błyszczącą w miliardach rozpryskujących się
kropelek.
Miejsce
to jest królestwem małp.
Makaki żyją tu na wolności i są figlarnie bezczelne. Obsiadają ludzi, wyciągając łapki po orzeszki i inne przysmaki.
Jedna wskoczyła mojej córce na ramię i bezceremonialnie wsadziła jej łapsko do torby w poszukiwaniu smakołyków. Udało jej się wyjąć puste opakowanie po cukierkach, a gdy zobaczyła kubeczek z ciasteczkami, zaczęła je wyjadać jak swoje.
Jedna pani, która była tam przed nami, oddaliła się kawałeczek w ustronne miejsce. Gdy przykucnęła, poczuła na pośladkach kosmate łapeczki, więc zerwała się gwałtownie i upuściła torebkę. Wtedy małpiszon ją porwał i o mały włos, a byłby kłopot, bo pognał z torebką w las. W końcu jednak udało się odzyskać własność. Nasza słabość do zwierząt ledwo pozwoliła nam się od nich oderwać.
Makaki żyją tu na wolności i są figlarnie bezczelne. Obsiadają ludzi, wyciągając łapki po orzeszki i inne przysmaki.
Jedna wskoczyła mojej córce na ramię i bezceremonialnie wsadziła jej łapsko do torby w poszukiwaniu smakołyków. Udało jej się wyjąć puste opakowanie po cukierkach, a gdy zobaczyła kubeczek z ciasteczkami, zaczęła je wyjadać jak swoje.
Jedna pani, która była tam przed nami, oddaliła się kawałeczek w ustronne miejsce. Gdy przykucnęła, poczuła na pośladkach kosmate łapeczki, więc zerwała się gwałtownie i upuściła torebkę. Wtedy małpiszon ją porwał i o mały włos, a byłby kłopot, bo pognał z torebką w las. W końcu jednak udało się odzyskać własność. Nasza słabość do zwierząt ledwo pozwoliła nam się od nich oderwać.
Na
samym dole, u stóp wodospadu, parkują takie cudaczne barki czy nie wiem,
jak to nazwać.
Szczyt kiczu i chały, ale mają tę zaletę, że można nimi podpłynąć pod same kaskady, z czego skwapliwie skorzystaliśmy.
Oczywiście nie obeszło się bez zmoknięcia, co w tym klimacie równało się tylko cudownemu orzeźwieniu.
Szczyt kiczu i chały, ale mają tę zaletę, że można nimi podpłynąć pod same kaskady, z czego skwapliwie skorzystaliśmy.
Oczywiście nie obeszło się bez zmoknięcia, co w tym klimacie równało się tylko cudownemu orzeźwieniu.
Po
„rejsie” pod wodospad uraczono nas oczywiście herbatką miętową i tradycyjnym
ciasteczkiem.
Wyglądało jak, nie przymierzając, miniatura wielbłądziej kupy, ale było bardzo dobre w smaku. Ma się rozumieć, że było słodko-słodkie, bo najsłodsze słodycze świata to arabska specjalność. Sprawiało wrażenie, że zostało zrobione z miodu dosładzanego cukrem, lukrem i melasą. W środku miało trochę jakichś drobnych ziarenek.
Dookoła rządziły, rzecz jasna, małpeczki, skacząc po stolikach i bez mała po naszych głowach.
Wyglądało jak, nie przymierzając, miniatura wielbłądziej kupy, ale było bardzo dobre w smaku. Ma się rozumieć, że było słodko-słodkie, bo najsłodsze słodycze świata to arabska specjalność. Sprawiało wrażenie, że zostało zrobione z miodu dosładzanego cukrem, lukrem i melasą. W środku miało trochę jakichś drobnych ziarenek.
Dookoła rządziły, rzecz jasna, małpeczki, skacząc po stolikach i bez mała po naszych głowach.
Jedna z corek byla na urlopie w Turcji i przywiozla stamtad cos w rodzaju bombonierki. Fakt, czegos bardziej slodkiego trudno znalezc, ale w smaku niezle. Tych malp to bym sie bala, one sa nie tylko bezczelne, ale i niebezpieczne.
OdpowiedzUsuńZa to spod wodospadu bym nie wychodzila, cudo!
Dlaczego niebezpieczne? Cudne były, kochane, jeśli kogoś należy się bać, to tyko ludzi.
UsuńJak im nie dasz, czego chca, to moga pogryzc, zakazic jakas egzotyczna zaraza albo uciec z paszportem i gotowka.
UsuńMnie nawet wściekłe żmije nie chcą gryźć :)
UsuńRzeczywiście ciastko podejrzanie wygląda. Dobrze chociaż, że muchy po nim nie łażą...
OdpowiedzUsuńBo to jednak nie ich klimaty.
UsuńSzkoda. Wolałbym, żeby u nas były małpy, a u nich muchy...
UsuńEch, nie napiszę, co ja bym wolała, bo to strasznie dłuuuga lista by wyszła...
UsuńPodobno przy herbacie miętowej jest najłatwiej przeżyć upał.
OdpowiedzUsuńPejzaże piękne, ale ten wodospad to istna perła.
Ciastko przypomina embrion kosmity. Jeśli dobrze pachniało, zjadłabym i embrion, jeśli chodzi o jedzenie, wygląd nie ma takiego znaczenia, tylko zapach – albo kusi, albo odrzuca. Smak następuje potem. Podejrzewam, że jednak z tym embrionem lekko przesadziłam...
Nie mam embrionalnych skojarzeń - może dlatego, że nie jestem miłośniczką s-f. Nie pamiętam zapachu, ale smakowało bardzo dobrze, więc chyba był kompatybilny.
UsuńPiękne krajobrazy. Piszesz o małpach, ale nie o ludziach (poza handlarzami ludźmi :) ) Jakieś wrażenia?
OdpowiedzUsuńStanowczo małpy stanowiły większą atrakcję! Ludzie jak ludzie, niespecjalnie im się przyglądałam. Jakoś najmniej mnie interesują, gdy wyjeżdżam, żeby coś zobaczyć.
UsuńAle dałaś czadu z tymi widoczkami! Miałam poranną ucztę pod wodospadem.
OdpowiedzUsuńPo co Ci kobieto tyle biżuterii, z biżuterią nie pogadasz jak z córką;-)
To ciastko przypomina mi raczej ośmiornicę z artretyzmem, a jeśli aż takie słodkie to nie dla mnie...
Ochlapał Was trochę ten wodospad?
"Trochę"? Cała mokra wyszłam z tego interesu! I przeszczęśliwa, bo orzeźwiona.
UsuńDrzewa pełne cytryn wyglądają po prostu niesamowicie!
OdpowiedzUsuńUwielbiam cytryny, a już na drzewach to istny obłęd.
Usuńprzy tych rozwydrzonych małpiszonach to nasze wiewiórki, ba, nawet szare wiewiórki to niewinne, grzeczne panienki ze szkółki niedzielnej...
OdpowiedzUsuńa co do sprzedaży córki, to słyszałem historię, starą, jeszcze z czasów pre-islamofobicznych, o chłopaku, który ze swoją dziewczyną poszedł do kawiarni w jakimś Arabowie i podszedł do nich gość, który wyłożył na stolik kawał grosza za tą dziewczynę... chłopak spuścił go po brzytwie, ale po jakimś czasie panience zachciało się siku... błąd polegał na tym, że do haźla poszła sama...
reszty się domyśl, żadne policje, czy konsulaty nie pomogły, chłopak do Polski wrócił sam...
czy to prawda, czy bajka - straszajka, tego nie wiem, ja tylko relatam refero...
tak, arabskie słodycze to faktycznie odjazd, kiedyś się przeżarłem rachatłukum tracąc kontrolę na konsumpcją, to był dopiero odjazd...
p.jzns :)...
No popatrz - ja się tym przeżarłam w Grecji. Na Bałkanach też to lubią, tylko inaczej się nazywa (i nie pamiętam, jak).
UsuńA nie rachatłukum? Czy jakoś tak?
UsuńW Grecji chyba nie.
Usuńciotka Wiki mówi: lukumi...
Usuńa na Święto Zmarłych to ja sobie pojem pańskiej skórki pod cmentarzem, to lepsze od jakichś tam uchodźczych wynalazków :P :)...
Wolę watę cukrową (to też sprzedają pod cmentarzem), ale to, co nazywasz pańska skórką, też bardzo lubię.
Usuńhe he, z barbapapą to kiedyś miałem jazdę we Francji, bawiło mnie, że tak nazywali watę cukrową, od serialu dobranockowego, a tymczasem było odwrotnie z tą kolejnością nazywania :)...
UsuńAch! Uwielbiałam Barbapapę, Barbamamę, Barbarellę...
UsuńNo moje klimaty totalnie - natura i zwierzaki. TYlko do małpek chwilowo mam awersję, po tym jak pożarły mi okulary.
OdpowiedzUsuńOj tam, żałujesz małpkom jednej pary okularów?!
UsuńWodospady powalają. Cudne widoki. Podobne podziwialiśmy w Wenezueli :) M. był zachwycony, chociaż napędził mi tam strachu, bo spadłby z wysokości :(
OdpowiedzUsuńMałpiątka śmieszne. :)
Maroko marzy mi się od dawna.
A co do Twojej Córki, to wiadomo, że nie ma żadnej ceny za nasze dzieci.
Gdyby to było możliwe, oddałabym wszystko, żeby moja Ania była tu ze mną... Przepraszam za tę smutną dygresję, ale to co czuję, jest ciągle silne, mimo że próbuję niby żyć normalnie...
Pozdrawiam Cię mocno i Twoją Córcię.
Barbarosso, jak możesz przepraszać za coś tak naturalnego? Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co czujesz do dzisiaj.
UsuńMałpi gaj w całej okazałości :) Bardzo sympatyczne małpiaki :)
OdpowiedzUsuńCudne słoneczka!
UsuńBrawo Ty - wreszcie zobaczyłam szczęśliwą małpę. W każdym ZOO miały take miny, że chciało mi się płakać jak na nie patrzyłam przez te kraty. Cwaniary i złodziejaszki, przypominają mi koty :) Drugie miejsce to drzewo z cytrynami :) wodospad też niezły :)
OdpowiedzUsuńNiestety, zdjęcia nie odzwierciedlają całej urody tego miejsca. Trzeba tam być, u stóp tego wodospadu, zmokniętym i szczęśliwym - patrzeć na tę wodę, na zieleń, na tęczę...
UsuńWodospadami zachwyciłabym się na pewno, małpami już mniej ... jakoś nie przepadam za tymi stworzeniami.
OdpowiedzUsuńA co do córki, to słusznieś uczyniła ;) Do trzech razy sztuka, ten trzeci stawkę przebije i obie na tym zyskacie :))
Czekam spokojnie. Zwłaszcza, że dziecięciu nie pali się do bycia sprzedaną :)
UsuńTrochę smutno, że już nie ma w Maroku lwów na wolności wnioskując z pomnika.
OdpowiedzUsuńOraz herbatka miętowa bardzo. Słodyczy nie lubię więc nie jadam ale gdybym lubiła nie wiem czy forma tego, co nazwałaś ciastkiem by mię nie zniechęciła.
I jeszcze..słyszałam mnóstwo niepochlebnych opinii na temat makaków. Że bezczelne, że potrafią ugryźć i takie tam... Cieszę się, że Ty wręcz przeciwnie o nich się wypowiadasz ;-)
Herbatka miętowa to rzadkiej maści syf. A zwierzęcym przywilejem jest gryźć, drapać i być bezczelnym - człowiekowi i tak żadne zwierzę w tym nie dorówna, nawet szerszeń.
UsuńNie wiem, nie ciągnie mnie w tamte strony. Jestem ciepłolubny, ale bez przesady. W dodatku nie przepadam za małpami, nawet w ZOO, o tych na targowisku nie wspomnę. W tym klimacie pewnie nikt by mnie spod tego wodospadu nie wyciągnął.
OdpowiedzUsuńJa tam wolę małpy od niektórych ludzi.
UsuńSzczęka mi opadła. Takich widoków się nie spodziewałem w tym kraju. Jestem wprost zauroczony. Co to była za wycieczka? Z jakiego biura?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Z Itaki, "Rabat na Berbera". I najlepiej trafić na rezydentkę Grażynę, jest fantastyczna.
Usuń